UWAGA!

-Już mówię, to opowiadanie to fikcja.
-W Opowiadaniu pojawią elementy Hentai

Tak, tak było i chętnie kiedyś wrócę do tych opowiadań w nowej odsłonie, jednak na razie zapraszam na https://alternative-story-tg.blogspot.com/ tam więcej się dzieje, niż tutaj.

wtorek, 15 maja 2012

Od początku: Części XIII-XVII

No i przed nami ostatnia część tego, co już było, a jeszcze dzisiaj... Tak zgadza się, dodam nową notkę.
XIII
…Poczuła pieczenie na policzku. Nie odzywając się już patrzyła na niego, nie ukrywając w oczach przerażenia. Fakt, że przestała się ruszać sprzyjał Kouyou. Kiedy już pozbył się dodatkowo jej spodni, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, ale nie obyło się, bez kolejnych uderzeń w jej ciało, kiedy próbowała uciec. Tuż po kilku długich minutach wylądowała na jego łóżku, które jak zauważyła, było dość wygodne. Jednak widok nad sobą mężczyzny w samych bokserkach, który chciał ją zgwałcić i to dość brutalnie, nie był za miły.
-Kouyou, proszę Cię, nie rób mi tego!- Krzyknęła przez łzy czując, jak jedyne co pozostało na jej ciele, to majtki. Z jej ust wydobył się głuchy, niechciany jęk spowodowanym zabawą jego języka z jej sutkami.
-Wybacz, dla mnie jesteś zwykłą dziwką, nawet nie… szmatą, którą mam okazję teraz zerżnąć.- Wyszeptał jej do ucha przykuwając ją do łóżka. Aneta czując jak potem dłońmi przesuwał po jej ciele w bok ponownie zaczęła się szarpać, ale czując silne uderzenia nie tylko w twarz, odetchnęła jakby z ulgą i zamykając oczy, z których po jej policzkach zaczęły spływać łzy, poddała się.
-Grzeczna sunia.- Mówiąc to poklepał ją po zakrwawionym policzku.  Zlizał krew ze swojej dłoni i pozbył ją dolnej części bielizny rozchylając jej nogi. Podłużnym ruchem liznął jej płeć, ale nie widząc reakcji, ponownie kilka razy ją uderzył i powrócił do czynności.
An jedynie leżała jak manekin, czy lalka, nie czując nawet podniecenia, mimo, że język mężczyzny jej marzeń, właśnie poruszał się w jej pochwie. Jej jęki wywołane były jedynie bólem, ogarniającym całe jej ciało, który momentami czuła jako jedyny. Nagle zauważyła, jak mężczyzna się nad nią pochyla, nawet nie poczuła kiedy w nią wszedł i zaczął się poruszać, co sprawiało jeszcze większy ból.
 Kouyou poruszał się w niej dość mocno i szybko, jednak wyczuwał, że coś jest nie tak, czym się zbytnio nie przejął. Jeszcze bardziej schylając się nad jej ciałem, dłonią ściskał jej pierś i zlizywał krew z jej policzka.
-Kouyou…- Szepnęła, a czując, jak mężczyzna zaraz w niej dojdzie, mimo braku sił próbowała się wyrwać. Jednak po kilku szybkich sekundach było już za późno, a Ona czując, jak ból ogarnia jej czaszkę, straciła przytomność. Lecz dopiero po kilku, ciągnących się wiekami minutach, Kyu patrząc na jej nieobecną twarz zrozumiał co zrobił. Odsuwając się od niej, zaczął się ubierać. Otworzył okno i rozkuwając ją, przykrył kołdrą.
-Wiem, że mi już nigdy nie wybaczysz.- Szepnął nie spuszczając z niej wzroku. Zabierając prawie wszystkie swoje rzeczy, zostawił jej kartkę, klucze i wyszedł…

***
   Po kolejnej, jak i ostatniej przejażdżce diabelskim młynem, Kasia wykonała kolejny telefon do swojej przyjaciółki, by zapytać, kiedy będzie w domu.
-I co? Dalej nic?- Zapytał Takanori stojąc obok niej.
-Niestety, martwię się, nigdy na dłużej niż 20 minut swojego Cloudzia nie zostawia, a próbuje się do niej dodzwonić od dwóch godzin.- Powiedziała smutnym głosem idąc w stronę wyjścia.- Chodź do nas, chłopaki pewnie późno zalani przyjdą i nie da się z nimi pogadać, a ja nie chce zostać sama, kiedy nie wiem, co się z nią dzieje.-Spojrzała na Rukiego, a ten jedynie pokiwał głową, ale domyślając się, co mogło się stać, zadzwonił do Kouyou, który również nie odbierał.
-Ale chyba nie ma o co się martwić, całą noc będą zajęci, skoro nawet Uruha nie odbiera.-Powiedział wokalista przytulając ją i powolnym krokiem ruszyli w stronę domu…
  Jednak An nie wracała całą noc. Gdy Krzysiek z Arkiem dowiedzieli się, że ciągle jej nie ma, natychmiast wytrzeźwieli. Jedynie, co wszyscy wiedzieli, to, że była z Kouyou, jednak i to nie pozwoliło im spokojnie spać…

***
  Jasne promienie słońca drażniło jej oczy, które w końcu otworzyła. Wmawiając sobie, że to co się stało w nocy, było jedynie złym snem próbowała się podnieść, ale czując silny ból ogarniający jej ciało, mogła zapomnieć, że to wszystko nie stało się naprawdę. Powoli wstała i tuż po ubraniu się, bo było dla niej wielkim wyczynem, zaczęła się rozglądać po mieszkaniu. Najpierw myślała, że Kouyou pojechał już do studnia, ale widząc, że w pokojach, czy w kuchni i łazience nic nie było ruszane postanowiła do pewności sprawdzić jego szafę. Na jej nieszczęście, w każdej szafie było totalnie pusto. Rozglądając się uważnie po sypialni, na stoliku zauważyła kartkę i jego klucze do mieszkania.
Podniosła do rąk kawałek papieru i rozwijając go zaczęła czytać:
        „To prawda, jesteś dla mnie zwykłą dziwką, aż śmieszne, że nie domyśliłaś się wcześniej, że kłamałem mówiąc, że Cię Kocham. Teraz gdy już nie mamy nic wspólnego, to zniknij z mojego życia, jak każda kurwa, która się w nim znalazła…
PS. Klucze zostaw u Yuu
Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Spojrzała na zakrwawioną pościel, później na swoje pełne ran i siniaków ręce. Gdy spojrzała w lustro, było blisko, by zeszła na zawał. Blada jak papier twarz, powieki opuchnięte, a oczy bez innego wyrazu niż smutek, pełno kolejnych siniaków i ran. Największa znajdowała się na jej prawym policzku, z której nadal powoli płynęła krew, a zaschnięte łzy można było szybko zauważyć. Szybko ubrała kurtkę i buty, wzięła kartkę, klucze i wybiegła z mieszkania, jak i z bloku idąc szybkim krokiem do siebie. Nie obyło się bez kolejnych łez spływających po jej policzkach.
 Do mieszkania weszła po 10 minutach, chociaż tak naprawdę, normalnym tempem z mieszkania Kouyou miała 30 minut drogi.
-An! W końcu!- Krzyknęła Rin podbiegając do niej, ale szybko się zatrzymała, patrząc na jej twarz.- An? Kto CI to zrobił?- Zapytała patrząc na nią z przerażeniem, po chwili w przedpokoju zebrała się reszta i patrzyła na nią.
-Nikt, upadłam.- Powiedziała szybko wymijając ich ze łzami w oczach. Nagle jęknęła z bólu, czując jak ktoś chwycił ją za rękę.
-An, kto Ci to zrobił, a zamorduje.- Powiedział Krzysiek ściskając mocniej jej rękę.
-K-kouyou…- Jęknęła zaciskając zęby i powoli kucając.- Ale puszczaj! To boli!- Krzyknęła wyrywając się, ale szybko została zmuszona do ściągnięcia bluzy jak i bluzki, na całe szczęście nie w obecności płci męskiej.
-Boże, jak Cię urządził.- Szepnęła Kasia dokładnie oglądając każdą ranę przyjaciółki.- Co On Ci zrobił?- Zapytała patrząc na nią.
-Zgwałcił mnie…- Powiedziała próbując powstrzymać łzy, lecz na próżno i podała jej kartkę, którą jej zostawił. Kiedy Rin ją przeczytała od razu wyszła.- Ej! Ale nie mów im!!- Wybiegła za nią, ale było już za późno. Arek z Krzysztofem właśnie czytali treść.
-Zamorduje  gnoja!- Krzyknął szatyn o mało nie wybiegając z mieszkania.
-Nie! Daj spokój!- An go zatrzymała ze łzami w oczach.
-Jak mam dać spokój, skoro tak Cię dupek załatwił, że dotknąć Cię nie można.- Powiedział patrząc na nią. W tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, które zostały szybko otworzone, a w nich pojawił się Yuu.
-Hej, ja do An.- Powiedział, ale kiedy jego wzrok skierował się na szatynkę, chwycił się za serce i poszedł do niej.- Cholera, to jednak jeszcze gorzej niż jak Uru mi mówił.-Dodał przyglądając się jej, w tym momencie przed jej oczami pojawił się moment, kiedy Kouyou mówił, że była dla niego tylko dziwką.
-Wiesz, gdzie jest?- Zapytała smutnym głosem patrząc na starszego gitarzystę.
-Ja wiem, ale muszę jeszcze z nim pogadać, widocznie kłamał w sprawie, że się mu dałaś, widać, że wpadł w furię.- Po tych słowach spojrzał na resztę.-Zostawcie tą sprawę najlepiej w spokoju, wiele rzeczy mi tu nie pasuje…
-Jak ci nie pasuje?! On mnie zgwałcił! Pobił i zgwałcił!!- Krzyknęła przez łzy, a gdyby nie fakt, że Arek w odpowiednim momencie ją chwycił i zatrzymał, pewnie leżała by właśnie na Yuu, dusząc go.
-Spokojnie, nie o to mi chodziło, powiedz mi jedno, czy on w tobie…?- W tym momencie, jak coś w głowie An błysnęło.
-Cholera.- Jej mina stała się bardziej przerażona i lekko uchyliła usta.
-An, tylko nam nie mów, że ty płodna byłaś w tym momencie.- Powiedziała szybko Kasia, a w odpowiedzi, An jedynie pokiwała głową na tak.
-An, jeśli się okaże, że jesteś w ciąży, to cię do niego zawiozę, na razie muszę sam z nim kilka spraw załatwić.- Po tych słowach Yuu wyszedł z mieszkania…
***
   Po godzinie jazdy samochodem, zaparkował przed dość dużym domem. Wysiadł i bez pukania wszedł do środka.
-Widziałem ją, nieźle ją urządziłeś dupku!- Podszedł do Kouyou chwytając go za koszulę.
-Tłumaczyłem ci! Za późno zrozumiałem, co zrobiłem, napisałem jej kartkę…
-Jedyne, co na danej kartce ukradkiem widziałem, to treść, że jest dziwką!- Krzyknął Yuu przypierając go do ściany.
-Co?! Była jeszcze jedna, którą napisałem po fakcie, że nie pomyślałem, dopiero po tym zrozumiałem jak bardzo ją kocham…
-I prawdopodobnie dziecko jej zrobiłeś.- Ponownie mu przerwał patrząc groźnie.
-Co? - Zapytał młodszy gitarzysta nie wierząc w to co usłyszał.
-To, ale zobaczysz ją tylko jeśli się okaże, że naprawdę jest w ciąży.- Powiedział Yuu, puszczając go.  Patrzeli po sobie groźnym wzrokiem, a żaden z nich nie wiedział co powiedzieć. Oboje usiedli na pobliskiej, starej sofie.
-Dlaczego chcesz ten cały dom remontować?- Zapytał Yuu rozglądając się po pomieszczeniu.
-Będę tu mieszkał z moją przyszłą żoną i jej dzieckiem... No, potem to będą i nasze dzieci.- Odpowiedział, chociaż po  jego minie można było stwierdzić, że tak naprawdę tego nie chciał. Aoi spojrzał na niego.
-Nie pierdol, tylko pogadaj z An, zadzwoń, najlepiej wróć do Tokio i nie daj się wciągnąć w opiekę nad dzieckiem, nie dość, że nie twoim, to jeszcze swojej byłej dziwki, kiedy prawdopodobnie An już nosi twoje dziecko.- Wypowiedział się starszy powoli wstając.
-Nie mogę, obiecałem jej, jeszcze zanim „byłem” z An, nie sądziłem, że ją naprawdę pokocham.- Powiedział Uru wstając zanim.
-Czekaj, czekaj, okłamywałeś ją, zdradzałeś, na koniec zgwałciłeś i śmiesz mówić, że ją pokochałeś?! Skrzywdziłeś ją jedynie! Ona naprawdę Cię Kochała, może i kocha dalej, ale po tym, co widziałem, wątpię, by tak było.- Yuu groźnie na niego spojrzał chwytając za klamkę.- Poszukam jeszcze tej drugiej kartki i Ciebie, jak się nie znajdzie, to uduszę, przyjadę za tydzień możliwe, że z An, ale wtedy tego nie spierdol ok.?- Zapytał chwytając za klamkę.
-Dlaczego nie zajmujesz się swoim Kai’tusiem, co? Przecież też tak wielce się kochacie.- Powiedział Uru nie spuszczając z niego wzroku.
-Tanabe… Mnie zostawił, zresztą, nie twój interes, do zobaczenia za tydzień.-Powiedział Yuu i wyszedł…

 
XIV
Tydzień później:
   „Cholera, jednak wynik pozytywny”- Psioczyła pod nosem An leżąc na łóżku. Z trudem powstrzymywała łzy, a fragmenty tamtej nocy utkwione w jej pamięci nie dawały jej spokoju, nawet na moment. Nawet zasnąć spokojnie nie mogła, gdyż koszmary nie dawały jej spać. Słysząc znajomy głos starszego gitarzysty, wygrzebała się z łóżka i wyszła z pokoju.
-Co się tak drzecie?- Zapytała An patrząc na mężczyzn stojących w salonie.
-Znalazłem.- Powiedział Yuu podchodząc do niej i podając jej kartkę.- Leżała pod łóżkiem, musiała tam się zwinąć, jak mocniej wiatr zawiał, przy okazji, jutro do niego jadę, więc jeśli chcesz, to możesz jechać ze mną.- Dodał podając jej kawałek papieru, który rozwinęła:
     „Przepraszam, poniosło mnie i wiem, że już nigdy mi nie wybaczysz, nawet nie mam prawa ponownie pojawiać się w twoim życiu. Za późno zrozumiałem, co dla mnie znaczysz… Kocham Cię, ale pewnie i tak mi już nie uwierzysz, więc zniknę, najlepiej będzie, jak nigdy mnie już nie zobaczysz i zapomnisz…”
Czytając to, poczuła, jak ponownie do jej oczu napływają łzy.
-Tylko ciekawe jak mu powiem, że na 99,5% jestem w ciąży, co?- Zapytała patrząc na niego, nie ukrywając słonej wody zbierającej się w jej oczach.
-Tego nie wiem, ale powinniście porozmawiać, sama widzisz, że to wszystko, to jakaś wielka pomyłka…
-Nie, to ja jestem pomyłką.- Przerwała mu wracając do pokoju. Wszyscy spojrzeli po sobie i cicho westchnęli. Yuu po chwili wszedł do pokoju i zastając An siedzącą na parapecie okna, podszedł do niej.
-Jeżeli chcesz jechać, to będziesz musiała u mnie nocować, bo tam, nie przekraczając prędkości trochę drogi jest, a chciałbym żebyśmy do wieczora wrócili, bo pewnie kilka godzin będziecie rozmawiać.- Powiedział spoglądając na niego. Dziewczyna spuściła wzrok.
-Wiem, ale jednak się boje.- Szepnęła spoglądając na swoje ręce.
-Przyjadę po ciebie wieczorem.- Powiedział Yuu cmokając ją w policzek i wyszedł z jej pokoju…

***
   Wychodząc z mieszkania, w którym mieszkała An, zapukał w drzwi naprzeciwko, które po chwili otworzył Tanabe.
-Chciałeś pogadać, to jestem.- Oznajmił i wszedł do mieszkania, gdy ten go wpuścił. Oboje przeszli do salonu.
-Słuchaj, nie chciałem, żeby to tak wyszło, po prostu, poznałem kogoś.- Powiedział Kai siadając obok gitarzysty.
-Zerwałeś ze mną, nie podając powodu, przez tydzień nie potrafiłem się z tobą dogadać, unikałeś mnie, nie odbierałeś telefonów, a teraz mi wystrzelasz, że nie jesteśmy razem, bo kogoś masz, brawo dla tego pana.-Powiedział Yuu złośliwym tonem. Patrzeli na siebie, przez dłuższą chwilę milcząc. Tanabe westchnął cicho bawiąc się palcami.
-Wiem jak to brzmi, powinienem był Ci powiedzieć wcześniej, ale jakoś nie miałem odwagi, w dodatku, z nią to nie było nic pewnego.- Powiedział perkusista patrząc na niego.
-No ale spoko z nią jesteś, to gratulacje, ale serio, mogłeś powiedzieć wcześniej, nie dość, że Kyu sobie piwa naważył i go pić nie chce, to jeszcze ty mnie dobijasz.- Powiedział Yuu wstając z sofy.
-A co Kyu zrobił? Od ostatniej próby go nie widziałem.- Słysząc te słowa, gitarzysta spojrzał na niego groźnym wzrokiem.
-Kyu zgwałcił An i to dość brutalnie, do dzisiaj ma jeszcze siniaki.- Powiedział gitarzysta wzdychając.
-Nie sądziłem, że to, aż takie poważne, nic jej nie jest?- Zapytał Kai troskliwym głosem
-Oprócz prawie pewnej ciąży, to nic, jedynie psychika jej trochę siada, zresztą, sam wiesz jaki jest.- Po tych słowach starszego, Kai zaczął sobie przypominać, jak Kouyou jego zgwałcił. Zacisnął pięść wstając i podchodząc do niego.
-Tak wiem i żałuje, że wtedy dopuściłem, żeby tak bardzo się do niej zbliżył, ale jak każdy uwierzyłem, że to co mówił, to była prawda.- Oznajmił perkusista spuszczając głowę.- Jednak czasu nie cofniemy, jedynie możemy pilnować, by znowu mu nie odbiło.- Dodał.
-Problem w tym, że jeśli An go nie przekona, by wrócił, to odejdzie z zespołu.- Powiedział Aoi poważnym głosem. Tanabe jedynie pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Nie możemy do tego dopuścić.- Młodszy mężczyzna po tych słowach ponownie westchnął, spoglądając na Yuu, jakby proszącym wzrokiem…

***
    Miyako waz z swoim synkiem już od tygodnia mieszkali u Akiry. Mimo, że kobieta ciągle szukała mieszkania, to Reita nie chciał, by się wyprowadziła.
-No mały, już chyba znaleźliśmy mieszkanie.- Oznajmiła patrząc, na lezącego w łóżeczku synka.
-Co? Miyako, ty chyba żartujesz, wiesz, że Ci pomogę.- Powiedział basista podchodząc do niej, gdy tylko usłyszał jej słowa.
-Akira, już dużo nam pomogłeś i jestem Ci bardzo wdzięczna, ale nie mogę ciągle siedzieć Ci na głowie.-Powiedziała patrząc na niego, po chwili wyszli z pokoiku, w którym spał Yoshii. Niezadowolony basista lekko ja przytulił, mimo jej lekkiego zdziwienia wtuliła się w niego.
-Tak będzie lepiej, Kahoru przestanie się Ciebie czepiać.- Jednak i te słowa, go nie przekonały, by zmienił zdanie.
-Miyako, ale ja mam Kahoru gdzieś, wole was mieć blisko siebie.- Powiedział patrząc jej w oczy.
-Akira, czy ty…?- Nie dokończyła, nie spuszczając z niego oczu.
-Tak, wiem, te trzy tygodnie to może dla Ciebie za mało, ale… Kocham Cię Miyako, a Yoshii jest dla mnie prawie jak syn.- Powiedział na jednym wdechu po czym ją pocałował. Kobieta odwzajemniła pocałunek, ale szybko go przerwała.
-Gdyby te trzy tygodnie było za krótko, to byłabym idiotką, bo pokochałam Cię po kilku dniach, tylko nie sądziłam, że to odwzajemnisz…- Reita przerwał jej wypowiedź kolejnym pocałunkiem, tym razem dłuższym i coraz bardziej namiętnym. Po krótkiej chwili oboje leżeli już na łóżku,  jednak przerwał im płacz dziecka.
-Pójdę do niego.- Oznajmił Reita idąc do jego pokoiku. Po chwili wrócił z Yoshim na rękach.- On chyba chcę jeść.- Powiedział podając jej go.

***
   Do wieczora, Yuu z Tanabe siedzieli razem rozmawiali o wielu planach przekonania Kouyou, by wrócił do zespołu, jeśli plan A nie wypali. Gdy skończyli, Yuu jedynie zapukał do drzwi naprzeciwko i wziął An do siebie.
 Było już blisko północy, a An jak na złość nie potrafiła zasnąć. Siedząc w jego sypialni, gdyż gitarzysta uparł się, że to on będzie spał na kanapie, patrzyła przez okno.
-An, lepiej, jakbyś się chociaż zdrzemnęła.- Usłyszała głos mężczyzny i spojrzała na niego. Przez ciemność panującą w pokoju widziała tylko, jak jego postura się zbliża.
-Ale nie mogę, to ciągle jakby mnie nawiedza i albo nie mogę zasnąć, albo śnią mi się koszmary gorsze niż horror, mam już tego dość.- Powiedziała z trudem ukrywając łzy, ale poczuła jak on ją przytulił ściągając z parapetu okna.
-Zobaczysz, będzie dobrze, Kyu pewnie żałuje tego co zrobił.- Powiedział przykładając wargi do jej czoła.
-Nie byłabym tego taka pewna, ani razu się nie odezwał.- Odpowiedziała dłońmi wodząc po jego torsie, w zamyśleniu nawet nie zauważyła kiedy ich usta złączyły się w pocałunku…

 
XV

  W zamyśleniu, nie zauważyła kiedy, ich usta złączyły się w pocałunku. Jednak nie trwał on długo, ponieważ gdy tylko się zorientowała, co się stało, odsunęła się od niego odwracając wzrok.
-Śpij dobrze aniele. -Powiedział Yuu wracając do salonu. An ponownie usiadła na parapecie okna, opierając się o szybę. Dla niej wszystko jakby straciło sens. Ciągle myślała o Uru i o tym jak będzie wyglądało ich jutrzejsze spotkanie. Nagle usłyszała dzwony oznajmiające północ.
-Kouyou  wiem, że pewnie już kogoś masz. - Powiedziała, a po jej policzku spłynęła  łza. Nie ukrywając nadal go kochała. Wzięła do rąk swój telefon, by sprawdzić, czy kouyou nie dzwonił, lub nie pisa. Jednak na ekranie biało-różowej xperi x8 nie widniała żadna informacja o połączeniach czy sms'ach. Sięgnęła jeszcze po słuchawki, włączyła piosenkę Hey- list, oparła głowę o ścianę za nią i mimo spływających po jej policzkach łez, zamknęła oczy. Przy powtarzającej się  wciąż piosence, zalana łzami w końcu zasnęła

***
  Było już grubo po drugiej w nocy. Tej nocy Kouyou nie potrafił zasnąć. Leżąc obok kobiety w siódmym miesiącu ciąży, wstał i podszedł do okna. Otworzył je wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. Odpalił jednego i usiadł na parapecie. Spojrzał w niebo zaciągając się dymem.
-An…- Szepnął cicho i spojrzał na śpiącą kobietę. Czując jak coś zaciska jego gardło, a serce zabiło mocniej, chwycił za telefon i wybierając numer An, w końcu zadzwonił…
Trzeci sygnał, czwarty sygnał… I tak od 20 minut, nikt nie odbierał. Domyślał się, że dziewczyna pewnie już śpi, ale z każdą minutą, coraz bardziej chciał z nią porozmawiać. W końcu wysłał jej krótkie „Kocham Cię” i zszedł do kuchni by się napić, ale jego trzęsące się dłonie mu na to nie pozwoliły, a dźwięk tłuczonego szkła obudził kobietę, która po chwili również pojawiła się w kuchni.
-Kochanie, co się dzieje? Czemu nie śpisz?- Zapytała brunetka podchodząc do niego.
-Nic, po prostu… Nie, to nie może tak być.- Powiedział, odgarniając swoje włosy z twarzy i sprzątnął potłuczone szkło.- Ayuko, usiądź, proszę.- Powiedział siadając przy stole, a ta uczyniła tak samo.- Możesz się wściekać, ale nie będziemy razem, ani nie zajmę się tym dzieckiem.- Powiedział szybko patrząc na nią, ale na jej twarzy, zamiast warg pojawiła się cienka kreska.
-Chodzi o tą młodą sukę, co ją zgwałciłeś noc przed przyjazdem tu, prawda?- Zapytała patrząc a niego ostro.
-Ayu, ale ja kocham ją, nie ciebie! Od kilku dni próbuje Ci to uświadomić! Nie potrafię już spać myśląc o niej!- Krzyknął patrząc na nią.
-Powiem Ci jedno, pojawi się tu, a ją zamorduje…- Warknęła wstając i wróciła do sypialni na górze. Kouyou resztę nocy przesiedział w kuchni, wypalając kolejne dwie paczki papierosów…

***
    Obudziła się słysząc jak ktoś chodzi po mieszkaniu. O dziwo, mimo, że zasnęła na parapecie, obudziła się leżąc w łóżku. Podniosła się i powoli wstała. Rozciągając swoje zaspane ciało podreptała do kuchni, gdzie na stole leżały kanapki i kubek z kako.
-Smacznego.- Usłyszała głos Yuu za sobą i usiadła przy stole, gdy ten ponownie schował się w łazience. Zjadła śniadanie i mijając gitarzystę w salonie, poszła do swoje rzeczy i do łazienki załatwić poranne czynności…
Po kolejnej godzinie już jechali na miejsce, jednak w samochodzie panowała cisza,  którą żadne z nich nie potrafiło przerwać. Do tego momentu An nie sprawdzała telefonu, ale widząc jedną wiadomość, sądziła, że to tylko jakaś reklama od operatora, jednak bardzo się myliła. Po kilku kolejnych godzi nasz, gdy sprawdzenie tego sms’a coraz bardziej ją korciło, w końcu go odczytała. Automatycznie po jej policzkach spłynęły łzy.
-An, coś nie tak?- Zapytał Yuu, który przez całą drogę, co jakiś czas na nią spoglądał.
-N…na…napisał, ż…że mnie kocha.- Wydukała ocierając łzy, lekko się uśmiechnęła, widząc, że Yuu zaparkował.
-Raz kozie śmierć kochana.- Powiedział patrząc na dom, przy którym zaparkował. W tym momencie z domu wyszła ciężarna kobieta, na widok której An siedziała jak wryta.
-No pięknie.- Szepnęła z trudem powstrzymując łzy.
-An, to nie tak, ale najlepiej będzie, jak ty z nim porozmawiasz.- Uspokoił ją Yuu. Po chwili szatynka wysiadła i podeszła do drzwi, pukając w nie. Przez dłuższy czas nikt nie otwierał, zrezygnowana An poczuła jak po jej policzkach spływają łzy. Odwróciła  się i ruszyła w stronę samochodu.
-An.- Usłyszała głos Kouyou za sobą. stojąc już przy samochodzie, głośno przełknęła ślinę i spojrzała na niego. Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy, a gdy się zbliżał, czuła jedynie strach. Yuu dokładnie się wszystkiemu przyglądał z samochodu. Po kilku sekundach przyłożył dłoń do jej policzka, An miała już się odsunąć, ale spojrzała na niego, a przed jej oczami pojawił się obraz tamtej nocy.
-Przepraszam.- Szepnął przytulając ją. Ta drgnęła i automatycznie ze strachu się odsunęła.
-Niektórych rzeczy nie można już naprawić.- Powiedziała patrząc na niego. Już miała otwierać drzwi, kiedy z samochodu wysiadł Aoi. Spojrzał groźnie na Kouyou.
-Mówiłem ci, że tak będzie.- Powiedział do Ślicznego i obejmując An, w trójkę udali się do domu. Po krótkiej dyskusji gitarzystów, An wstała z kanapy i stanęła pomiędzy nimi.
-Lepiej, jak ja z nim porozmawiam.- Powiedziała chwytając Kyu za koszulkę i poszła z nim do innego pokoju. Gdy już tam byli, jedynie spojrzała na niego.
-Powiedz mi tylko, dlaczego mi to zrobiłeś? Za co?- Zapytała się ledwo powstrzymując łzy. Kouyou podszedł do niej, ale chcąc ją przytulić, poczuł jedynie pieczenie w policzku.
-An, przepraszam, poniosło mnie, nie powinienem tego robić, wiem, ja…ja dalej Cię Kocham.- Powiedział patrząc jej w oczy. Dziewczyna jedynie westchnęła i spojrzała w podłogę.
-Ale mnie nie chcesz, wolisz ją.- Powiedziała patrząc na niego ze smutkiem.
-Ona to wielka pomyłka, a dziecko nie jest moje, uwierz mi, chce Ciebie, nie ją.- Powiedział i w końcu ją przytulił. Szatynka, wtulając się w niego cicho załkała, ale szybko poczuła, jak dłonią głaszcze jej włosy.
-Ciii, już spokojnie maleńka, będzie dobrze.- Szepnął tuląc ją.
-Nie, nie będzie dobrze, czy ty niczego nie rozumiesz? Jestem w ciąży! Przez tą twoją głupotę do teraz ledwo się ruszam i będziesz ojcem!- Krzyknęła odsuwając się od niego. Oddychała szybko, a po jej policzkach spłynęły łzy.
-Obiecuje, wrócę do Tokio i zajmę się tobą i dzieckiem, kocham was, nie ją, przepraszam.- Mówiąc to, ujął jej twarz w dłonie i namiętnie pocałował, co dziewczyna odwzajemniła. Owy pocałunek trwał już dobre kilka minut i pewnie trwał by dłużej, gdyby nie usłyszeli wrzasków tuż zza drzwi.
-Puść mnie!- Krzyczała ciągle jakaś kobieta, Kouyou domyślił się, że to pewnie Yuu zatrzymuje Ayuko by nie wtargnęła do pokoju i nie zrobiła nic An. Jednak po kilku sekundach brunetka obezwładniła gitarzystę, który padł na podłogę, a ta weszła do pokoju celując w An z pistoletu.
-Zwariowałaś idiotko! W nocy coś Ci powiedziałem!- Krzyknął Uruha, zasłaniając szatynkę.- Nie dam ci jej skrzywdzić.- Dodał patrząc groźnie.
-Pozbędę się jej i tego bachora w jej brzuchu!- Z trudem odepchnęła go i chwyciła An za szyję przypierając do ściany. Ta głośno przełknęła ślinę zamykając oczy.
-Pożegnaj się dziecino.- Szepnęła jej do ucha, powoli wsuwając pistolet do jej ust.
-Nie, to ty się pożegnaj z marzeniami, że będziesz ze mną, zrozum, zależy mi na An, ty jesteś jedną wielką pomyłką, niech prawdziwy ojciec twojego bachora się nim zajmie, a jeżeli chodzi o „bachora” An, to jest dziecko, moje i jej dziecko, więc ją puść, albo ty tak skończysz.- Powiedział masując swoje obolałe ramie, którym uderzył o ścianę.
-Zapomnij, jesteś mój.- Powiedziała przykładając palec do spustu. Na szczęście Kouyou szybko odsunął ją od szatynki i wyrywając jej pistolet z rąk, wycelował w nią.
-Teraz… pójdziesz na górę, spakujesz się i wypierdalasz z mojego życia szmato!!!!- Wrzasnął Kyu, na co brunetka szybko wybiegła z pokoju. On odłożył broń i podszedł do An, przytulając ją.- Widzisz, nigdy nie dam cię skrzywdzić, już nigdy, ani ciebie, ani dziecka…

 
XVI

  Minęły kolejne trzy dni. Kouyou właśnie miał wracać do Tokio. Na ten czas An została z nim, a Yuu wrócił. Nie obyło się bez wzywania policji, gdy Ayuko jej groziła.
Śliczny właśnie pakował swoje rzeczy, a An potajemnie przenosiła je już do samochodu, w pewnym momencie poczuła, jak ktoś obejmuje ją w pasie.
-Kochanie, nie powinnaś tyle nosić.-Powiedział Kouyou całując delikatnie jej ucho.
-Ale nie mogę ciągle tak bezczynnie siedzieć, nie potrafię.- Powiedziała An z niezadowolonym głosem.
-Wiem, ale to dla dobra dziecka.- Po tych słowach pogłaskał jej brzuch.- Uwierz mi, będzie dobrze.- Dodał szeptem i puścił ją by chwycić za walizki i wrzucić jej do bagażnika. Dziewczyna westchnęła z bezradnością i wróciła do domu. Usiadła na sofie i w zamyśleniu patrzyła w okno. Tak minęły jej kolejne dwie godziny, nawet nie zauważyła, kiedy już była w samochodzie i jechali. W pewniej chwili spojrzała z ciekawością w oczach na Kouyou.
-Dalej Cię nie rozumiem...- Szepnęła nie spuszczając z niego wzroku. Mężczyzna prowadził dalej, bez przerwy patrząc na drogę. An nie widząc jego reakcji, westchnęła cicho i ponownie skoncentrowała się na krajobrazie za szybą.
Minęła kolejna godzina i już znajdowała się przed drzwiami do mieszkania, w którym mieszkała z przyjaciółmi. Nie zdążyła nawet sięgnąć do torby po klucze, gdy drzwi już były otwarte, a ciekawska trójka w nich stała…

***
Yuu po „próbie” poszedł z resztą zespołu do baru. Spoglądał na trzech mężczyzn popijających sake, nie mogąc przełknąć nawet własnej śliny.  Po kilku następnych minutach każdy z pozostałej trójki zauważył dziwne zachowanie gitarzysty, który właśnie w tym momencie zbierał swoje rzeczy by wyjść. Kierując się do wyjścia, słyszał jedynie powolne kroki za sobą.
-Chodzi o An, co nie?- Zapytał Reita, gdy byli już poza lokalem. Słysząc jego głos, czarnowłosy jedynie zacisnął pięść i spojrzał na niego kątem oka.
-I co to ma do rzeczy? Dajcie mi spokój.- Warknął zza zębów i powoli ruszył w stronę osiedla, na którym mieszkał. Basista jedynie cicho westchnął i ruszył za nim, nie tylko jego martwiło zachowanie Yuu, ale całą ekipę.
-Yuu, słuchaj, jak masz zamiar dalej grać w te gierki, to lepiej w ogóle nie przychodź! To ty ją zostawiłeś dla Tanabe, a teraz się dąsasz, bo jest z Kyu…
-Nie wiesz jak to jest! Masz swoją Miyako i znikaj! Kai mnie zostawił dla tej jego blond dziuni, która go zdradza! Ruks jest z Rin, a ja oczywiście sam, jak zawsze było, aż żałuje, że jej pomogłem, że ją do niego zawiozłem, bo to ja mogłem z nią być i pomóc jej przy tym dziecku, którego pewnie sama nie chce!- Wywrzeszczał Aoi patrząc groźnie na Akirę, po chwili ruszył w dalszą drogę, a Rei stał w miejscu…


***
   Po opowiedzeniu wszystkiego, przez An, poszła do swojego pokoju. Wzięła się za rozpakowywanie, lecz nie długo nacieszyła się ciszą i spokojem. Chowając pustą już torbę, do jej pokoju wszedł Arek. Dziewczyna słysząc jego dość głośne wejście, spojrzała groźnym wzrokiem.
-No już, nie zabijaj mnie.- Zaśmiał się blondyn podchodząc do niej.- Jak się czujesz?- Zapytał, siadając obok niej przy łóżku.
-Nawet dobrze, tylko…- Przerwała patrząc na swój brzuszek.- To takie dziwnie.- po tych słowach cicho westchnęła.
-Nie dziwie się jak i sądzę, że nie powinnaś się przemęczać, wiesz, że jak coś by się stało tobie i maleństwu, Pan Krzysztof by nas wszystkich ukatrupił.- Zaśmiał się Arek, ale czując na sobie groźnie spojrzenie An, szybko spoważniał.
-Taaa, może i było by tak lepiej, już sama niczego nie wiem, gubię się pomiędzy nimi dwoma…
-Aaaa, czyli serio stara miłość nie rdzewieje?- Przerwał jej chłopak cicho się śmiejąc, za co oberwał poduszką w głowę.
-Weź przestań.-Krzyknęła An.- Pomiędzy nami już raczej nic nie będzie, tylko czysta przyjaźń, zrozum, wole być z ojcem dziecka, mimo, że zachował się jak skurwiel.- Dodała dość spokojnie nie podnosząc wzroku.
-Oj maleńka, nie doceniasz ich obu, wiem, Kyu Cię zranił, ale przecież kto marzył o życiu z nim i gromadce dzieci?- Zapytał powoli się od niej odsuwając.
-To nastoletnie brednie, nigdy nie wierzyłam, że tak może być naprawdę.-To zdanie już dziewczyna wysyczała przez zęby, dając blondynowi znak, że ma już dość jego obecności, w jej pokoju.
-No dobra, dobra.- Chłopak wstał i podszedł do drzwi.- Ale potem nie narzekaj, że nie potrafisz zapomnieć, co do niego czujesz, jak wtedy,- Dodał wychodząc z jej pokoju…

***
Kasia po pójściu jej przyjaciółki do swojego pokoju, szybko pognała do parku, gdzie była umówiona z wokalistą. Takanori zaczął się porządnie spóźniać. Najpierw 5 minut, potem 15,20 aż w końcu minęła godzina. Zawiedziona dziewczyna powoli ruszyła w stronę domu, kiedy nagle zauważyła niskiego blondyna siedzącego na ławce, a na jego kolanach siedziała, naturalnej, azjatyckiej urody dziewczyna. Rin widząc ich urocze spojrzenia, skupione na siebie, a na końcu, kipiący namiętnością pocałunek, zrezygnowana, czując jak po jej policzkach spływają łzy, wróciła do domu. Niechęć do rozmowy z kimkolwiek, przejęła nad nią kontrole. Zamknęła się w swoim pokoju, przekręcając klucz w zamku, a telefon zostawiła w salonie. Nawet słysząc, że ktoś do niej dzwoni, nie ruszyła się z pokoju. W końcu An, chcąc z nią porozmawiać, weszła do pokoju, otwierając drzwi za pomocą wsuwki do włosów.
-Rin, co się dzieje?- Zapytała zamykając za sobą drzwi i usiadła obok niej.
-Takanori mnie zdradza.- Odpowiedziała zapłakanym głosem.
-No, to już się nie dziwie, że dzwonił do ciebie z…-Przerwała patrząc na ekran jej telefonu.-… Z 26… o teraz już 27-siódmy raz.- Po tych słowach uśmiechnęła się gorzko, podając Kasi telefon.
-Nie chce z nim rozmawiać, może mnie nawet wiekami przepraszać, ale to co widziałam…- Przerwała, powstrzymując łzy,
-Wiem, nie chcesz z nim rozmawiać i Cię rozumiem, ale powinien Ci to wyjaśnić.- An delikatnie przytuliła przyjaciółkę. Milczały w przytuleniu z 15 minut, gdy do pokoju dziewczyny wszedł Krzysiek.
-Rin, twój Taaaaaakuś przyszedł.- Powiedział z nutką słodyczy w głosie, po czym wyszedł.
-Ja z nim pogadam.- Odpowiedziała szatynka, wstając i wychodząc za chłopakiem z pokoju. Ujrzawszy wokalistę w salonie, skinęła głową na znak, że reszta współlokatorów ma wyjść, na co oni pośpiesznie poszli do swojego pokoju.
-Gdzie Rin? Chce z nią pogadać.- Odezwał się Takanori patrząc na rozwścieczoną dziewczynę przed sobą.
-Ale ona nie chce z tobą rozmawiać, po tym co jej zrobiłeś.- Powiedziała sucho An krzyżując ręce na piersiach.
-I to jej chce wyjaśnić, widziałem jak szła, ale Kimiko nie chciała mnie puścić.- Wytłumaczył krótko blondyn lekko spuszczając wzrok.
-O, Kimiko… Nawet ładne imię, na wybrankę twojego serca.- An nie schodziła z ironicznego tonu. Sprowadziła swój gniewny wzrok na niego, nadal nie odpuszczając.
-No bo… Sama wiesz, że niedługo będę miał trzydziestkę na karku, na co moi rodzice postanowili mnie zeswatać, ale dla korzyści firmy ojca. Nie chcieli słuchać, jak mówiłem im o Rin, więc ta gówniara się przyczepiła. Tak, byłem umówiony z Rin i właśnie szedłem na spotkanie, kiedy ta na mnie wpadła i wzięło ją na obściskiwanie. Oczywiście, że jej nie chce i udawałem, kocham Rin ponad życie, inaczej by mnie tu nie było.- Takanori zakończył swoją wypowiedź siadając bezradnie na kanapie.- Oddałbym wszystko, żeby mi wybaczyła i nie, nie mogłem Kimiko powiedzieć, że mam inną bo ta obiecała, że jak się dowie o innej to zniszczy moje życie zawodowe, chociaż…- Westchnął cicho i spojrzał na An.- Wolałbym koniec kariery, niż stracić Kaśke na całe życie…- Dokończył, nie wiedząc, że Kasia podsłuchiwała zza drzwi i wszystko, co do słowa słyszała…

 
XVII
   Zaskoczona jego wypowiedzią dziewczyna stała jak wryta pod drzwiami. Do jej oczu napłynęło jeszcze więcej łez, ale nie chciała wychodzić z pomieszczenia, by nie ukazać się w ubłaganym stanie.
An usiadła obok Rukiego i spojrzała na niego.
-Niestety, mogę jej tylko przekazać, ale czy zrozumie i Ci wybaczy, tego nie obiecuje.- Powiedziała szatynka, klepiąc go po ramieniu.

***
   Akira wszedł do mieszkania, zastając Miyako w kuchni, trzymającą synka na rękach. Basista podszedł do kobiety, a widząc wzrok dziecka skupiony na nim, wyciągnął do niego ręce.
-Daj, potrzymam go.- Powiedział biorąc malca na ręce.
-Dzięki.- Uśmiechnęła się kobieta, czując ulgę, jaką jej dała wolna ręka.-I jak próba?- Zapytała patrząc na Reitę, ale szybko wróciła wzrokiem na garnki.
-Bez uru, ponownie trochę dziwnie, ale jutro ma już być. A jak sprawa z rozwodem?- Powiedział patrząc raz na Miyako, raz na Yoshiego. Słysząc ciszę w tej sprawie poszedł położyć małego do łóżeczka i wrócił do niej.
-On nie ma nic przeciwko, dla niego najlepiej by było, jakbyśmy rozwiedli się już dzisiaj.- W końcu odezwała się brunetka czując w talii objęcie mężczyzny.
-Nie przejmuj się nim, dobrze wiesz, że to skończony dupek i nie masz się czym przejmować.- Powiedział Rei przytulając ją do siebie. Miyako odwróciła się do niego przodem i się wtuliła.
-Tak, wiem kochanie.- Szepnęła, uśmiechając go delikatnie.
Dwie godziny później, po zjedzonym obiedzie, w trójkę ruszyli na zakupy. Kobieta chodząc pomiędzy półkami zauważyła Kahoru z inną.
-Widzisz, nie był Ciebie wart kochanie.- Powiedział Reita lekko ją obejmując.- Mamy wszystko, chodź do kasy.- Dodał i poszli w wskazane miejsce, niestety… Miyako jednak nie dawał spokoju obraz jej JESZCZE męża, z trochę niższą od niego blondynką, chociaż jak zauważyła, kobieta mogła dziękować za ten wzrost, na pewno za wysokim szpilką. Stojąc już w kasie słyszała ich rozmowę, chociaż Akira skądś znał głos kobiety i w pewnym momencie się odwrócił.
-Lisa!- Krzyknął basista widząc przed sobą dziewczynę Tanabe, a na jej twarzy pojawił się strach. Cała czwórka stała nieruchomo, patrząc na siebie, Miyako widząc kobietę obok Kahoru stojącą do niej tyłem, nie sądziła, że dobrze ją zna.
-Akira, to nie tak! Proszę, nie mów nic Tanabe.- Poprosiła blondynka patrząc na niego błagalnym wzrokiem, jednak ten tylko pokiwał głową.
-Chyba śnisz dziewczynko, jest tak, jak od początku podejrzewaliśmy.- Odwrócił się do kasjerki, zapłacił za zakupy, wziął reklamówki i wraz z Miyako i wózkiem, w którym leżał Yoshii, wyszli ze sklepu. Po powrocie do domu, Akira zadzwonił do przyjaciela i opowiedział mu całą sytuację, która zaistniała w sklepie…

***
Tanabe rozłączając rozmowę z Reitą usiadł na kanapie w salonie i spojrzał na zegar. „Powinna już być 15 minut temu” pomyślał zaciskając pięści. Jednak nie usiedział za długo i tuż po niecałej minucie zaczął chodzić po salonie, aż w końcu, drzwi do jego mieszkania otworzyły się.
-Cześć skarbie.- Powiedziała Lisa kładąc zakupy na półce w przedpokoju. Podeszła do perkusisty i już chciała musnąć jego usta swoimi, gdy ten chwycił ją za nadgarstki.
-Już wszystko wiem suko!- Krzyknął odsuwając ją od siebie.-Te wszystkie noce, kiedy niby musiałaś siedzieć w pracy po prostu mnie zdradzałaś! O tobie zdziro mówił Kahoru!- Ponownie wykrzyczał Kai nie ukrywając złości.
-T…Tanabe, ale to nie tak.- Szepnęła cicho blondynka, a po chwili pisnęła robiąc unik przed lecącym w jej stronę wazonem.
-Nie tak?! To niby jak?!- Z daleka było widać, że Kai wpadł w furię, kiedy tylko do niego podeszła. Jednak teraz blondynka widząc, jak mężczyzna do niej podchodzi odsuwała się, aż wpadła na ścianę.
-Już nic nie mów, tylko pakuj się i zmiataj do swojego kochasia… NIE CHCE CIE JUŻ ZNAĆ!!- Tym razem wrzasnął tak głośno, że było to słychać w mieszkaniu naprzeciwko i chwycił pobliski, jeszcze cały wazon. Kobieta pośpiesznie uciekła do pokoju i zaczęła się pakować. Po chwili usłyszała ponownie odgłos trzaskanego szkła i szybko schowała ostatnią rzecz, zamknęła walizkę i wyszła z pokoju. Po raz spojrzała na Tanabe i zanim ją zauważył, wyszła z mieszkania…
  Po kolejnych 10 minutach An wyszła na korytarz by sprawdzić co się dzieje, a słysząc co chwilę huk wparowała do mieszkania jak oparzona.
-Tanabe!- Krzyknęła, a po chwili kolejne dwa wazony i kilka doniczek poleciało w jej stronę, na co również pisnęła chowając się za szafą.- Zwariowałeś?!- Zapytała głośno wychylając się z kryjówki, ale perkusista ciskał w nią czym popadło. Dziewczyna zauważyła, że jego prawa dłoń krwawi i robiąc uniki podeszła do niego.
-Co się stało?- Zapytała patrząc mu w oczy. Kai widząc jej zmartwione spojrzenie szybko wrócił do siebie.
-O An.- Szepnął, a kiedy doszło do niego, co robił przez chwilą, padł na kolana i zaczął błagać ją o wybaczenie.
-Spokojnie, wstawaj, przecież żyje, nie zabiłeś mnie żadną doniczką.-Powiedziała szatynka i cicho się zaśmiała, gdyż jej wypowiedź o dziwo wydała jej się śmieszna.
-Śmiej się śmiej, ja znowu jestem sam.-Powiedział skruszony i usiadł ponownie na kanapie, a An obok niego.
-Jak nie chcesz, nie mów, ale lepiej by było, jakbyś się komuś wygadał.-Dodała dziewczyna klepąc go po ramieniu, a po chwili chwyciła jego rękę i położyła jego zakrwawioną dłoń na udzie.- Cholera, trzeba będzie cię zawieść do szpitala.- Szepnęła lekko przestraszona.
-Nic mi nie będzie uwierz, to przez tą sukę.- Powiedział dość głośno Tanabe, ale na końcu wypowiedzi syknął.
-Wszystko było słychać, więc wiem co zaszło, ale jednak powinieneś bardziej na siebie uważać.- Powiedziała wstając, ale Kai jedynie chwycił ją za rękę i pociągnął na kanapę, w efekcie czego ich usta się złączyły.
-Nosz kur… Co ja?! Magnez na was?!- Krzyknęła An natychmiastowo odrywając się od Kaia. Zdezorientowany mężczyzna patrzył na nią zaskoczonym wzrokiem.
-Hallo, Tanabe… To nic nie znaczyło, czysty wypadek.-An pomachała mu dłonią przed oczami, co na szczęście podziałało.
-Tak wiem, wybacz.- Szepnął brunet i lekko się uśmiechnął.- Pewnie wolisz, by nikt się o tym nie dowiedział?- Dodał uśmiechając się nadal.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- Odpowiedziała dziewczyna…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz