UWAGA!

-Już mówię, to opowiadanie to fikcja.
-W Opowiadaniu pojawią elementy Hentai

Tak, tak było i chętnie kiedyś wrócę do tych opowiadań w nowej odsłonie, jednak na razie zapraszam na https://alternative-story-tg.blogspot.com/ tam więcej się dzieje, niż tutaj.

czwartek, 28 marca 2013

Część XXVII: Rozprawa


Witam :P Wiem, dawno mnie nie było, ale wiecie... Nauka... Potem chora byłam, brak dostępu do kompa itd. Ale mam dla was dobrą wiadomość, gdyż notki będą się może pojawiać częściej... Rodzice w końcu zdecydowali się, że w nast. piątek kupią mi w końcu własnego laptopa xDD (Tak Rin, wiem, że taki sam, jak twój, ale wisz) Także postaraaaam się... Ale nic nie obiecuje...
                                                                       Miłego czytania:


Część XXVII: Rozprawa

  Kouyou nie umiejąc zawiązać krawatu, udał się do kuchni, gdzie urzędowała An, szykując śniadanie.
-Znowu?- Zapytała i bez niczego wzięła się za wiązanie.- Jak tak dalej pójdzie, to się spóźnisz na tą rozprawę.- Zaśmiała się kobieta.
-Spokojnie, mam mnóstwo czasu, tylko ciekawe, czy i co Yune będzie kombinował, by się wyrwać.- Powiedział Kyu, uśmiechając się.
An spojrzała na niego, unosząc lekko lewą brew. Nie wiedziała z czego się tak cieszył, przecież Yune pewnie miał swoich ludzi, którzy z łatwością mogli się na nim zemścić, na posadzenie ich szefa w więzieniu. Jednak Kouyou wyczuł jej zmartwienie i delikatnie ją przytulił.
-Nie martw się, przeprowadziliśmy się i do dzisiaj nie wie gdzie mieszkamy, więc szybko nas nie dorwie, więc naprawdę nie masz się czym tak martwić. Jakby cos się działo, to przecież zadzwonisz.- Wyszeptał, nadal ją przytulając.
-No dobrze.- Odpowiedziała i odsuwając się, podała mu kanapki.- Ale masz jeść bez marudzenia.- Zaśmiała się i poszła do pokoju ich syna. Mały akurat się obudził, więc obyło się bez płaczu.
Po jakimś czasie usłyszała od Ślicznego, że już wychodzi, więc zeszła do salonu, ale jego już nie było. Kobieta cicho westchnęła i posadziła Yoshiro w jego kąciku do zabawy.

***

  Takanori od rana był przy Rin. Nie chciał, by dodatkowo się denerwowała tą całą sytuacją i zarazem rozprawą. Szczególnie, że jej stan całkowicie nie pozwalał na stres.
-Zbieram się już, ale potem jeszcze przyjadę. Przywieść Ci coś?
-A jak myślisz?- Kasia spojrzała na niego i cicho westchnęła.
-Dobrze, będę za kilka godzin.- Po tych słowach wstał, cmoknął ją w policzek i wyszedł. Był samochodem, więc przemieszczenie się ze szpitala do sądu, nie zajęło mu zbyt dużo czasu.
Na miejscu czekali na niego już prawie wszyscy, jedynie został jeszcze Kouyou, który miał o wiele więcej drogi niż oni, ale na szczęście po kilku minutach podbiegł do nich.
- W końcu! Od kiedy się przeprowadziliście, ciągle się spóźniasz.- Warknął Tanabe pod nosem.
-Mam trochę dalej niż wy, do tego jeszcze te wieczne korki.- Odpowiedział Kouyou wyraźnie niezadowolony.
-No to wróćcie do Tokio.- Dodał Yuu, rozglądając się.
-Nie, za dużo pieniędzy poszło w remont, by teraz znów się przeprowadzać, a An przyzwyczaiła się do tego domu i nakłonienie jej na zmianę, było by samobójstwem.- Powiedział Kouyou kończąc wypowiedź westchnięciem…
  Po dwóch godzinach rozprawa się zakończyła, a cała piątka wyszła z sądu nieco zdziwiona.
-Że tylko 5 lat?!- Załamał się Tanabe.
-Ciesz się, że zawiasów nie dostał.- Dodał Yuu, kierując się do swojego samochodu.
-Spokojnie, przecież za kilka następnych przekrętów dostanie kolejne kilka lat.- Powiedział Takanori idąc za nim.
-I tak martwię się o An i małego, coś czuje, że mogli dać komuś namiary gdzie mieszkamy.- Westchnął Uru otwierając swój samochód.
-Spokojnie, będzie dobrze.- Powiedział Tanabe, poklepując gitarzystę po ramieniu. Po chwili dalszej rozmowy pożegnali się i każdy pojechał w swoją stronę.
Takanori oczywiście pojechał do Rin, ale słowa Kouyou sprawiły, że zaczął się o nią jeszcze bardziej martwić. Przecież zostawił ją samą w szpitalu, bez żadnej ochrony. A co, gdyby ktoś szukając go, namierzył Rin w i coś jej zagraża?
Wokalista w sklepie kupił to co potrzebne i z piskiem opon pojechał do szpitala.
Tam na szczęście nic się nie działo. Dysząc wbiegł na salę, a widząc swoją żonę siedzącą na łóżku, odetchnął z ulgą.
-Nic Ci nie jest, całe szczęście.- Wydyszał, siadając obok niej.
-Ale co by miało się ze mną dziać?- Zapytała kobieta patrząc na męża ze zdziwieniem. 
-A nic, nie ważne.- Zaśmiał się Takanori.
-No dobrze, dobrze.- Odpowiedziała szatynka z dalszymi podejrzeniami, ale dała już spokój, jej mąż miał ciężki dzień, więc pewnie już głupoty chodziły mu po głowie.
Po chwili się zaśmiała i wtuliła w męża…

***
 An stała na balkonie z tyłu domu. Zapaliła po raz pierwszy od dwóch lat. Czuła się dziwnie, kryjąc się w swoim domu, ale gdyby ta baba z opieki kręciła się w okolicy, wolała, by jej nie widziała. Albo też Kouyou wracający ze studia. No i tak jakby wykrakała…
Stojąc tyłem do drzwi, nie słyszała, że jej mąż już wrócił.
-An… Co ty…- Usłyszała i prawie połknęła by dym. Krztusząc, odwróciła się w jego stronę.
-Ty już? Jak rozprawa?
-Nie zmieniaj tematu…
-Ale Kyu, ty nie rozumiesz…- Przerwała i spojrzała na połowę papierosa pomiędzy swymi palcami.
-Właśnie widzę i przecież wszystko wiem. Wiem, że ta sprawa z moją matką Cię przeraża, ale nie sądziłem, że do tego wrócisz.- Powiedział, patrząc na nią.
-Przepraszam, wiem, że jesteś zły…
-Wcale nie jestem, też nie jestem święty w tej kwestii, po prostu chce dla Ciebie jak najlepiej.- Przerwał, zabierając jej papierosa i sam się zaciągnął.- Racja, to uspokaja.
-Może na początku, potem to staje się koszmarem.- Na te słowa Kyu westchnął.
-No co? Nie wiesz jak było ze mną wcześniej i oczywiście żałuje, że się temu wtedy poddałam, ale wszystko naraz zrzuciło mi się na głowę…- Mężczyzna ponownie jej przerwał.
-Spokojnie, nie unoś się tak, przecież jesteś już dorosła, a rodzinę masz daleko, więc co ja mogę? Tylko wiesz…
-Tak wiem, nie przy dziecku.- Fakt faktem… Aneta nienawidziła gdy ktoś palił przy dzieciach, więc sama takowego zachowania nie praktykowała. Kouyou tez o tym wiedział i nawet nie chciał jej denerwować, więc zawsze wychodził z domu lub na balkon, ale widząc, jaka była sytuacja krył się wszędzie, gdzie się dało.
-Obiad już masz gotowy, nie mam dzisiaj głowy do tego wszystkiego.- Mówiąc to, An mineła męża i weszła do domu. Śliczny ponownie westchnął i poszedł za nią.

***
  Tanabe wszedł do mieszkania. Po Emilly nie było śladu. 
Sprawdził całe mieszkanie. W szafach nie było jej ubrań, jedynie co znalazł kartkę na stoliku w salonie…
          „Wybacz Tanabe, musiałam pilnie wyjechać. Nie chodzi o Ciebie, tylko o mnie. Wrócę                          niedługo… 
                                                                       Twoja Emi”
W jego oczach momentalnie pojawiły się łzy. Rzucił wszystko i wyszedł z mieszkania jak poparzony. Poszedł do pierwszego lepszego baru, ale szybko zmienił miejsce pobytu na ulubiony klub zespołu. Miał gdzieś, czy media i fanki do rozpoznają. 
Poczuł się po raz kolejny wykorzystany. Nie mógł zrozumieć, czemu to zawsze jego spotka, nawet Kouyou poznał kobietę, która mimo tego, że ja zgwałcił, nadal z nim jest i mają razem wspaniałego synka, a on co? 
Perkusista, lider… A jednak zawsze to jego spotyka najgorsze…
   Po niedługim czasie już siedział przy kolejnym drinku, nie zainteresowany tym, co działo się wokół niego. Jednak po kilku głębszych wrócił do domu.
Rano obudził go kobiecy głos, sądził, że to tylko przez ból głowy po nadużytym alkoholu. Jednak głos stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy. 
Otworzył oczy i zauważył nad sobą dość znajomą twarz, ale nie potrafił sobie jej przypomnieć, przez narastający ból głowy.
-Tanabe?- Zapytała kobieta, siadając obok niego.
-E…Emilly?- Zapytał niepewnie, ale kobieta tylko się uśmiechnęła.
-Przepraszam Cię, jednak nie musiałam pilnie wyjeżdżać do domu, więc jestem.- Powiedziała Emi.
-Czemu nie mówiłaś wcześniej, że wyjeżdżasz?
-No to był nagły telefon, w drodze dowiedziałam się, że nie muszę.
-Cieszę się, że mnie nie zostawiłaś.- Tanabe się uśmiechnął, wstając powoli.
-Piłeś!
-Oj…Zostawiłaś mnie tak nagle…
-Ale wróciłam……