UWAGA!

-Już mówię, to opowiadanie to fikcja.
-W Opowiadaniu pojawią elementy Hentai

Tak, tak było i chętnie kiedyś wrócę do tych opowiadań w nowej odsłonie, jednak na razie zapraszam na https://alternative-story-tg.blogspot.com/ tam więcej się dzieje, niż tutaj.

czwartek, 4 października 2012

Część XXIII: Takashima Yoshiro.

WITAM! Wiem, notka miała być wcześniej, ale co ja na to poradzę, że nauka się zaczęła xD 
No Rin, ty coś o tym wiesz, prawda? Oj tam, przynajmniej nudno nie będziesz miała z różanymi chłopcami xDDDDDOk, już nie ględze... Miłego czytania :

Część XXIII: Takashima Yoshiro.

  -Co?!
-Była z twoją matką na zakupach i w dodatku musiała je nieść. Mniejsza z tym! Jedź do szpitala i to najlepiej natychmiast!- Po tych słowach Aoi się rozłączył i dodał gazu, od czasu do czasu spoglądając w lusterku na An.
   Kouyou podbiegł do Yuu, ledwo łapiąc powietrze. Spojrzał na przyjaciela dusząc jak pies.
-C…Co z nią?- Wydyszał i poczuł na swoim ramieniu jego dłoń. Natychmiast się wyprostował.
- Jeszcze rodzi… Niestety, nie możesz wejść, ale z tego co wiem, to wszystko idzie po dobrej myśli.- Powiedział starszy i nakłonił Ślicznego, do tego by usiadł, lecz na marno. Zestresowany Kouyou łaził w kółko sklinając coś pod nosem, ale każdy, kto obok niego przechodził, mógł zauważyć, że się martwił. Nawet Yuu nie widział nigdy Uruhy w takim stanie, a kiedy jego matka zaczęła do niego dzwonić, wściekle odrzucał każde połączenie.
-Nie stresuj się tak, bo jutro nie wstaniesz przez zakwasy.- Zaśmiał się Aoi, ale drugiemu niestety do śmiechu nie było.
-Bardzo śmieszne… Mija już trzecia godzina, a nic nie wiemy, co się z nimi dzieje.- Wywarczał Uru, widząc podchodzącą do nich, jego matkę. 
-Kouyou, synku, czemu nie odbierasz?- Zapytała kobieta. 
-Ty najlepiej zamilcz! Chciałaś ją po prostu wykończyć, wiedząc, że może umrzeć wraz z dzieckiem! I dlatego nawet nie zwróciłaś uwagi na to, że zaczęła rodzic! Lepiej zacznij się modlić, by ani jej, ani dziecku nic się nie stało.- Powiedział podniesionym tonem Kouyou i odszedł od niej.
Yuu zamilkł, nie wtrącając się w sprawy rodzinne przyjaciela , ale widząc wyrzut w oczach młodszego, wstał i wyszedł, mijając jego ojca.
-Co tu się dzieje, drzesz się na cały szpital.- Powiedział mężczyzna patrząc na syna. 
-Twoja kochana żona, próbowała w ciekawy sposób pozbyć się An.
-Przecież miałaś być w domu, nigdzie nie wyjeżdżać, bo wiesz, że nie mam kluczy.
-Dom niby spłonął.- Powiedział syn.
-Co?! Przecież dopiero co tam byłem i dom jest w nienaruszonym stanie. Nie sądziłem, że aż tak jej nienawidzisz.- W tym momencie, cała trójka zamilkła.
Śliczny patrzył na swoją matkę ze smutkiem, a zarazem z wyrzutem. Nie rozumiał, dlaczego mu to robiła, czyżby nie widziała, że był szczęśliwy? 
Ciszę przerwał lekarz, podchodzący do gitarzysty, a po chwili wraz z nim, wrócił na salę.  Z podobnym wyrzutem, patrzył na kobietę jej mąż.
-I co narobiłaś?- Warknął mężczyzna patrząc na nią ze wściekłością, oraz, zaciskając pięści.
-Ja narobiłam? Ja?  To on poślubił tą dziwkę, szmatę i kurwę!- Krzyknęła kobieta, mimo, że już wcześniej, jeden z lekarzy prosił i ciszę.
-Słuchaj, ty NATYCHMIAST wracasz do domu, bez żadnego ale… I tak masz zostać, a jak wrócę, to sobie porozmawiamy i to poważnie.- Kobieta słysząc ten poważny ton swojego męża i widząc, że nie żartuje wyszła ze szpitala.
  Po pół godziny mężczyzna mógł wejść na sale. An odpoczywała, patrząc na swojego męża, który chodził w kółko, kołysząc dziecko na rękach. Bez niczego mężczyzna podszedł do syna, by obejrzeć wnuka.
-Śliczny po ojcu.- Powiedział mężczyzna uśmiechając się.
-Widzisz Kouyou, a ty próbowałeś wmówić, że do mnie.- Zaśmiała się ruda, nadal patrząc na męża.
-No niech wam będzie, tylko… Jak go nazwiemy? Nie ustaliliśmy tego jeszcze.- Po tych słowach młodszego gitarzysty nastała cisza. Oboje rodziców, jeszcze wspólnie nie obgadywała tego, jak nazwą sobie dziecko.  Wszyscy patrzeli się na siebie uważnie, zastanawiając się.
-Może Yoshiro jak myśleliśmy na początku?- Przerwała ciszę An , powoli się podnosząc.
-Ty masz leżeć, więc nawet nie próbuj mi się podnosić. Ale imie… pasuje mu.- Powiedział Uruha, patrząc na syna, po czym położył go do łóżeczka.
-Takashima Yoshiro…- Powiedział mężczyzna, patrząc na wnuka.


***
  Rin obudziła się około jedenastej. Na szczęście wyrobiła się z wszystkimi obowiązkami, tak jak i z obiadem, zanim Takanori wrócił ze studia.
Dziewczyna miała tego dnia bardzo dobry humor, non stop nuciła pod nosem, a słysząc głos, wchodzącego do mieszkania wokalisty, cicho się zaśmiała.
-Obiad na stole!- Zawołała z kuchni, czekając na niego.
-A to tu się chowasz.- Zaśmiał się Ruki i lekko ją przytulił i ją pocałował, siadając przy stole.
-Smacznego.- Powiedzieli wzajemnie i zabrali się za jedzenie.
-Wiesz, że An w końcu urodziła?- Zapytał wokalistę, uśmiechając się.
-Serio? To świetnie.- Uśmiechnęła się szatynka.
-Może jutro do nich pojedziemy zobaczyć malucha, a przy okazji im powiedzieć?
-Czemu by nie.- Odpowiedziała Rin, patrząc na niego.- A co się tak tym dzieckiem interesujesz?- Dodała.
-Po prostu zobaczymy to ich maleństwo, niby słodki jest, a An pewnie się ucieszy na naszą wiadomość.- Powiedział Takanori, kończąc danie.
  Pół godziny później oboje siedzieli w salonie. Takanori wziął się za pracę nad piosenką.
-Kasia… Powiedz… Wiesz może co matka uru znowu wymyśliła? An jak przyszła, to pewnie Ci mówiła.
-W tym problem, że miała przyjść, ale nawet telefonu nie odbierała, martwię się trochę, bo wiem, że mimo starań Anety, ta baba…- Przerwała, zaciskając wargi.
-Spokojnie, ważne, że jej i maleństwu nic nie jest.- Powiedział wokalista, przytulając ukochaną.
-Łatwo Ci powiedzieć, to moja przyjaciółka.- Powiedziała Rin.

                                                                                  ***
   -Już jestem!- Zawołał mężczyzna wchodzący do domu, mając nadzieje, że jego żona w nim będzie. Nie mylił się, chociaż na samym wejściu zauważył swoje walizki, a kobieta siedziała w salonie.
-Radzę Ci je brać i jak najszybciej się stąd wynosić.- Powiedziała matka Kouyou, przewracając kartkę książki, którą czytała.
-Chyba śnisz! Ty się masz wynosić! Ja pracuje na ten dom, a ty tylko tu siedzisz i nic nie robisz! A po drugie od czwartku, Kouyou i An wraz z małym będą tutaj mieszkać!- Na te ostatnie słowa kobieta aż zesztywniała, odłożyła książkę i podeszła do niego.
-Ta młoda szmata nie będzie tu mieszkać… Po moim trupie!!- Krzyknęła wściekła.
-Akurat to mój dom, a ty jesteś już wymeldowana i wiesz co? Dobre 20 lat się decydowałem, ale rozwodzimy się.- W tym momencie kobieta zdała sobie sprawię, że może być jeszcze gorzej.
-Co?! Ta kurwa Ci w głowie namieszała!! Nie wyprowadzę się stąd, a ona nie będzie tu mieszkać, a ja nie zgodzę się na rozwód!
-Przecież sama nas do tego sprowokowałaś? I ja mam się wynosić? Ok, idź się pakować i za chwile, nie chce Cię tu widzieć!- To były ostatnie słowa mężczyzny, po czym minął kobietę i wszedł do domu, jak gdyby nigdy nic.
Kobieta jednak nie miała zamiaru się wynosić z domu i bez niczego wróciła do salonu, siadając na sofie i zabrała się za dalsze czytanie. Jednak po 30 minutach otworzyła drzwi, w których stało dwóch policjantów.
-Mamy nakaz wyprowadzenia Pani z tego domu .- Powiedział wysoki mężczyzna. Na te słowa kobieta ponownie zamarła. Jednak nie dała za swoje, poszła do męża, kipiąc wręcz z wściekłości.
-Odpierdala Ci już na starość?!- Wrzasnęła, wchodząc do pokoju.
-Mówiłem Ci, że masz się wynieść, sam, ostatni raz powtarzam, że jesteś już stąd wymeldowana .- Powiedział, ze spokojem w głosie.- A teraz grzecznie się szybko spakujesz i pójdziesz z policjantami.- Dodał z wrednym uśmieszkiem.
Kobieta w końcu wyszła z trzaskiem drzwi. Mężczyzna od razu zadzwonił do syna.
-Już poszła z torbami, więc jutro już możecie przyjechać,- Powiedział z uśmiechem…