Cześć!! xD Zacznę od pytania... Kto w tym tygodniu oglądał Pierwszą miłość na Polsacie? Bo pisząc tą notkę, doszłam do wniosku, że skubani chcieli mi pomysł ukraść! Ale podmieniłam trochę, nikt nie zauważy podobieństwa... Jasne >.>
Info number two jest takie, że powoli zbliżamy się do końca opowiadania. Dzisiejsza notka może tak dziwnie zakończona i w ogóle mało sensowna, ale musiałam czymś to opowiadanie przedłużyć, no cóż... Mogę jedynie powiedzieć, żebyście się przygotowali na podróż w czasie o dwa lata w przód xD
Mam nadzieje, że się wam spodoba i miłego czytania:
Część XXIX: Powtórka.
Takanori czekał zestresowany w poczekalni. Albo siedział, albo chodził w kółko tam i z powrotem.
Nie umiał się doczekać, aż w końcu dowie się co z jego żoną i ich dzieckiem. Z każdą kolejną sekundą denerwował się coraz bardziej.
Zerkając po raz kolejny na swój zegarek, zastanawiał się, co tam się dzieje. Przecież mijała kolejna godzina i… nic? Zero? Lekarz nie może mu nic powiedzieć?
Gdy w końcu jeden z lekarzy wyszedł z Sali, już myślał, że czegoś się dowie, ale gościu w białym fartuszku przeszedł bez słowa obok niego.
-No bez jaj!!- Krzyknął załamany. Miał chociaż nadzieje, że będzie mógł coś zobaczyć przez wpół otwarte drzwi, których lekarzyna nie zamknął, ale gdy tylko podszedł, ta stara, gruba piguła, trzasnęła mu nimi przed nosem.
-Taka, co się dzieje? Dzwonisz do mnie jak nienormalny…-Powiedział Kouyou, podbiegając do niego.
-Rin rodzi, a ja nic nie wiem. Lekarze nic nie mówią, ani nie mogę jej zobaczyć.
-Spokojnie, ja tez tak miałem, ale pewnie nie chcą Cię martwić.- Na te słowa gitarzysta, Takanori pobladł.
-Teraz, to ty bardziej mnie zmartwiłeś, wspominając, że coś może być nie tak!
-Oj, no ale mi nie mdlej teraz. Chyba nie chcesz opowiadać wnukom, jak zemdlałeś w szpitalu, gdy babcia rodziła ich tatusia.- Śliczny na samą myśl, aż się zaśmiał, ale młodszy warknął ze złości i usiadł na tyłku.
-No! I to prawidłowa postawa!- Na te słowa, jak na zawołanie wyszedł lekarz.
-Który z Panów, to Pan Matsumoto?
-To ja.- Ruki wstał i podszedł do niego.
-Poród przebiegł bardzo dobrze i ma pan ślicznego i zdrowego syna.
-S…syna? Już?...-Coś tak jeszcze majaczył pod nosem, ale zauważając nawet kiedy, upadł na podłogę.
-No to pięknie.- Powiedział śliczny, patrząc na przyjaciela. Kucnął obok niego, próbując go podnieść, a gdy w końcu pielęgniarki zajęły się nieprzytomnym ojczulkiem, Kyu postanowił wrócić do domu…
Gdy wokalista się ocknął i doszedł W MIARĘ do siebie, mógł wejść na salę.
Po przekroczeniu progu, ujrzał Rin, trzymająca na rękach zawiniątko.
-O, w końcu przyszedłeś, czemu Cię tak długo nie było? Piłeś?- Spojrzała na niego ostro.
-Nie, nie piłem… Zemdlałem.- Na te słowa, kobieta wybuchła śmiechem.- I co się śmiejesz?
-A nie, nic. Myślałam, że ty raczej takiego numeru nie wystawisz.- Śmiała się, spoglądając na niego. Takanori podszedł do niej i spojrzał na maleństwo.
-Śliczny.- Szepnął, uśmiechając się.
-Chcesz go potrzymać?
-Ja? A co jak go upuszczę?
-Takanori, proszę Cię, ile razy trzymałeś Yoshiro i co?
-No ale..
-Taka-chan, to twój syn.- Powiedziała, podając mu małego. Wokalista niepewnie wziął synka na ręce i usiadł obok żony…
***
-Już jestem.- Powiedział Kouyou, wchodząc do domu. Właściwie, to było już rano i akurat godzina, o której Yoshiro zazwyczaj się budził.
-To świetnie i co się stało maleństwu?- Powiedziała An, podchodząc do męża.
-Nasze maleństwo ma syna, aż mu się zemdlało biedaczkowi.- Ruda na te słowa również się zaśmiała.- A nasz mały?
-Przed chwilą zasnął.
-No to może tak… Pomyślimy nad naszym drugim maleństwem?- Mówiąc to, objął zonę i wargami zaczął muskać jej szyję.
-Kyu, dobrze wiesz, że Yoshiro jest jeszcze za mały na rodzeństwo, a tobie się trasa zbliża.- Powiedziała, odpychając mężczyznę od siebie, który nie dawał za wygraną. W ciągu kilku sekund znalazła się na kanapie, patrząc jak jej koszulka ląduje w drugim końcu salonu.
-Kyu, proszę cię…
-Oj An, przecież zdążymy, zanim mały się obudzi, spokojnie.- Szepnął jej do ucha. Kobieta, słysząc ten ton męża lekko zadrżała i głośno przełknęła ślinę.- Znowu się boisz?- Spojrzał jej w oczy, ale jedyną reakcją jego żony był pocałunek.
Po chwili Ruda siedziała na nim okrakiem, rozpinając jego koszulę.
-Widzę, że mi się rozkręcasz kochanie.- Szepnął Kyu, patrząc na nią, a opuszkami palców, wodząc po jej tali.
-W końcu od kilku dni mam wspaniałego nauczyciela.- Uśmiechnęła się, dobierając dłońmi do jego spodni. Mężczyzna natomiast szybko i sprawnie rozprawił się z zapięciem jej stanika, który po chwili również znalazł się tam, gdzie jej koszulka. Obrócił kobietę pod siebie i wargami przywarł do jej piersi. Słysząc jej westchnięcie, dłońmi powoli zsunął z niej spodenki, w których zazwyczaj spała.
-Ej! To nie sprawiedliwe! Ja miałam mniej do ściągnięcia.- Powiedziała oburzona, patrząc na niego i nogami zsunęła z niego spodnie, razem z bokserami.
-Teraz zadowolona?
-Bardzo!- Zaśmiała się i odwzajemniła pocałunek, który właśnie jej zaoferował. Jednak pocałunek nie trwał długo, gdyż mężczyzna przeniósł swe wargi na jej szyję, kolejno na ramię, dekolt i tak coraz niżej, aż do jej podbrzusza.
Czując na podbrzuszu język męża, An westchnęła głośniej, spoglądając na niego.
-Śpieszysz się.- Szepnęła.
-Kochanie, ty masz jedynie się odprężyć.- Poczuła, jak rozchylił jej uda, a z jej ust wyrwał się krótki jęk, czując, jak liznął jej płeć.
Spojrzał na nią, drażniąc językiem jej łechtaczkę i powoli wsunął w nią palec. Jej jęki były muzyką dla jego uszu, więc szybko dodał drugi palec i zaczął nimi poruszać, nie żałując jej pieszczot językiem…
***
Akira sądząc, że wydarzenia z wcześniejszego dnia to tylko jakiś głupi koszmar, wstał i pewny siebie wyszedł z sypialni. Jednak o wiele się pomylił. W kuchni siedziała już jego matka, pijąca jak to miała w zwyczaju, herbatkę z cytryną.
-Dzień dobry synku, może byś się lepiej ubrał, a nie, pół nagi przy dziecku chodzisz.
-Mamo! Yoshii jeszcze śpi, a po drugie to moje mieszkanie i będę w nim chodził nawet nago, jak mi się tylko spodoba.
-Lepiej tego nie rób.- Zaśmiała się Miyako, która akurat weszła do kuchni.
-Mi, kochanie, nie pomagasz…
-W czym Ci nie pomaga?- Zapytała starsza kobieta.
-Tak prosto z mostu tak? Mamo, doceniam, że chcesz nam pomóc, ale nie musisz, z Miyako dobrze sobie radzimy i tak zostanie. Oczywiście nie mówię nie, jak będę w trasie, ale teraz… Ja jestem tutaj, staram się jak najwięcej pracować w domu, by być przy niej.- Powiedział najszybciej jak potrafił, bojąc się reakcji starszej kobiety, natomiast ta jedynie się uśmiechnęła.
-I to chciałam usłyszeć synku. Wiem dobrze, że sobie poradzicie, ale chciałam sprawdzić, czy na tyle wydoroślałeś, by powiedzieć mi to prosto w oczy. Miyako… Wybacz mi moje zachowanie wobec Ciebie, ale wiesz, jaki z niego potrafi być dzieciak. Ale widzę, że już dorósł do roli ojca.-Kobieta wstała, odkładając pusty kubek.- To na mnie już czas, jak coś, to dzwońcie, chętnie wam pomogę...
***
Pochylił się nad nią, opuszkami palców pieszcząc jej nagą skórę. Ciągle się zastanawiał, dlaczego seks z An, za każdym razem był o wiele lepszy, niż z którąkolwiek wcześniej. Nie chciał innej, już nigdy. Aneta mu wystarczała, była wspaniała w każdym calu i za każdym razem, gdy widział ją nagą, żałował, że ją zgwałcił i nie mógł uwierzyć, że mu wybaczyła, chociaż wiedział, że to pewnie tylko ze względu na dziecko.
Wszedł w nią pewnym ruchem, a kobieta jęknęła głośno, wyginając się w łuk. Zaczął się w niej poruszać, pchając coraz mocniej i szybciej. Ciało An wiło się bezwładnie pod nim. Za każdym razem doprowadzał ją do obłędu. Jej jęki były praktycznie nieprzerwane, a oddech coraz trudniej wychwytywany. Nawet po niej nie było poznać, że kochali się już piąty dzień z rzędu. Gdy tylko zostawali sami, a Yoshiro spał, coś ich do siebie przyciągało, po prostu nie mogli się oprzeć, a wiele godzin mijało im w namiętnym stosunku.
Doszła z krzykiem, opadając na miękką sofę. Kouyou zawsze gdy doszedł wcześniej, doprowadzał ją do końca, chociaż jako jedyny wiedział, że tak nigdy nie było. Zawsze to on był ważny i jego przyjemność, a przy niej było inaczej. Seks miał jej sprawiać przyjemność, a on był tylko machiną, która jej dostarczała wszystkich przyjemności. Nie czuł się z tym źle, wręcz wspaniale, widząc za każdym razem jej spełnienie, ale zaczynało go to już męczyć.
-Zmęczona?
-Wiesz, trochę to już trwa… Musimy przystopować.- Powiedziała Ruda, wstając powoli.
-Wiem, ale…- Przerwał, patrząc na jej ciało. Coś go tknęło, by to powtórzyć, ale pokręcił szybko głową.
-Ale ktoś podrzuca Ci Viagrę?- Zapytała, ubierając się.
-Ty na pewno.. Te twoje podejrzane tabletki, do których nie pozwalasz mi się zbliżać…
-Mogła bym, ale przecież nie muszę, wystarczy, że pokaże Ci to…- W tym momencie odwróciła się do niego, ukazując swój biust. Ponownie coś go tknęło. Wiedział, że zrobiła to specjalnie.
-Nie, sam sobie viagrę wrzucam…
-Nawet na to czasu nie masz, po prostu jesteś niewyżyty seksualnie!
-O ty! Przegięłaś!- Zaśmiał się i położył ją na stoliku, wsuwając dłoń w jej spodenki.
-Kouyou!- Spojrzała na niego.
-No co? Przecież jestem niewyżytym seksoholikiem.- Na te słowa, przejechał palcem po jej łechtaczce, na co kobieta jęknęła.
-Kochanie, zaraz mały się obudzi, mieliśmy przystopować.
-Żałujesz mi?- Zapytał, wpijając się wargami w jej sutek, który zaczął zachłannie ssać.
-Ah… Kyu, proszę!- Spróbowała się wyrwać, ale gdy mężczyzna ją przytrzymał, drgnęła wystraszona. Doszło do niej, że przegięli i to bardzo przegięli. Wiedziała, że Kouyou kiedyś ponownie hamulce puszczą i ponownie ją zgwałci. Ta chwila właśnie nastąpiła.
Szybko zerwał jej to, w co zdążyła się ubrać. Krzyczała i szarpała, ale to nic nie dawało. Wiedziała, że strach jej nie pomoże, a ucieczka nie wchodziła w gre. Gdy tylko udało jej się odsunąć, szybko ponownie znajdowała się najczęściej na podłodze. Ponownie widziała tą rządze w jego oczach, a jej ręce ponownie były sine.
Poczuła ten ból… Wszedł w nią najbrutalniej jak mógł, wbijając paznokcie w jej ramię, tak by nie mogła się ruszyć. Po raz drugi stała się jego marionetką, pustą obudową, w której się poruszał i którą bił do nieprzytomności…
No wiesz? Jesteś okrutna.
OdpowiedzUsuńBiedny Taka... zemdlał :D
Typowy tatuś.
Ehh, seksoholik. Powinien iść na terapię. I to jak najszybciej.
Może w porę się opamięta.