Nic, nie marudzę wam już i życzę miłego czytania ;*
Część XXII: Wredna TEŚCIOWA
Kilka miesięcy później:
Zespół akurat kończył próbę. Kouyou nie uradowany z faktu, że tego dnia miała do nich przyjechać jego matka, w dodatku na kilka dni, a termin porodu się zbliżał, zamyślił się patrząc przez okno.
-Kouyou, idziesz?- Zapytał Akira, przerywając jego rozmyślenia.
-Tak, już idę.- Odpowiedział, chwytając za gitarę i wyszedł.
-O czym ty tak dużo myślisz? Bo raczej nie o nowych kawałkach.- Zapytał Rei, idąc za nim.
-Matka przyjeżdża, bo część ich domu spłonęła, a ojciec w delegacji. Najgorsze jest to, że nienawidzi An i nie zrozumie, że ona ledwo na nogach stoi i już niedługo termin. Znając ją, zacznie się rządzić, a Aneta będzie musiała latać za każdą jej zachcianką.-Odpowiedział i żegnając przyjaciela, wyszedł z budynku i skierował się w stronę swojego samochodu.
Powrót do domu dłużył mu się w nieskończoność, przez zakorkowane ulice, co jeszcze bardziej go denerwowało. Przez przeprowadzkę do większego mieszkania, ponieważ w starym nie było na tyle miejsca dla dziecka, miał do studia o wiele dalej. W końcu sam zaproponował to mieszkanie i wiedział, że jest daleko, chociaż mógł wybrać to bliżej. An przecież nie nalegała, dla niej najważniejsze było, żeby miała gdzie położyć maleństwo, więc i nawet była przeciwna przeprowadzce, ale nie! On oczywiście chciał jak najlepiej i tak było, dla nich, ale nie dla jego pracy.
Tak klnąc pod nosem w końcu zaparkował pod blokiem. Widok pobliskiego placu zabaw i bawiących się na nim dzieci, jednak wywołał uśmiech na jego twarzy, jednak miał nadzieje, że An będzie sama w mieszkaniu i będzie odpoczywać, według zaleceń lekarza.
Po kolejnych kilku minutach wchodzenia na drugie piętro otworzył drzwi do mieszkania.
-An, jestem!- Zawołał, a pierwsze co zauważył po wejściu do salonu, to swoją kochaną mamuśkę, wysiadującą się na ich kanapie i popijającą herbatę. „Przecież to ona miała być na nogach, sama obiecywała, że pomoże An i to ona będzie odpoczywać, a nie ta zrzędliwa baba”, pomyślał, zaciskając wargi w cieniuteńką kreseczkę.-Cześć, gdzie An?- Zapytał, nawet się z nią nie witając.
-An w kuchni… Co ty się nią tak przejmujesz, że nawet własnej matki nie przywitasz.
-Ponieważ Aneta jest moją żoną, w dodatku jest w ciąży i nie powinna się przemęczać, tylko leżeć! Właśnie jak ty teraz!- Spojrzał na kobietę ostro.- Po drugie, mam gdzieś, że wracam z pracy i jest nie posprzątane czy cokolwiek, ja się tym zajmuje… Ale ty przecież masz taką słabą pamięć, że już nie pamiętasz, jak ostatnim razem tu byłaś, a u An PRZEZ CIEBIE wystąpiły komplikacje, więc nawet nie próbuj.- Dodał wściekły i uspokajając się, wszedł do kuchni, gdzie ruda stała nad garnkami.
-Cześć kochanie, jak maleństwo?- Zapytał obejmując ukochaną od tyłu.
-Cześć, mały dzisiaj o dziwo spokojny, ale za to twoja matka… Od samego przyjazdu panoszy się jak królowa… A zrób to, a zrób tamto… A to ugotuj, a herbatę mi zrób… Grr.- Warknęła cicho dziewczyna, mając nadzieje, że teściowa jej nie usłyszy.
-Nie przejmuj się, nigdy nie uda jej się zniechęcić mnie do Ciebie kochanie.- Powiedział, głaszcząc lekko jej brzuszek.
-Wiem o tym, ale nienawidzę, jak ktoś mi ciągle powtarza, że sobie nie poradzę.- Mówiąc to, zaczęła nakrywać do stołu.
Po skończonym posiłku, An zrozumiała, dlaczego właśnie na to danie uparła się jej teściowa. Zostało po tym pełno zmywania, czego nienawidziła, w dodatku miała wrażenie, że nogi to zaraz oderwą się od ciała, a kręgosłup złamie się w pół. Jednak zmuszona zabrała się do pracy.
-An, nawet nie próbuj. Masz iść się położyć, ja to pozmywał.- Powiedział Kyu, chwytając za garnek, który trzymała.
-Taa, a potem twoja matka znowu zacznie marudzić, że jestem zwykłą dziwką i nic nie robie.
-Czekaj… Jak Cię nazwała?- Zapytał.
-To ciesz się, że Cie nie było jak przyjechała, bo wiązankę na mnie miała ciekawą.
-A… aha.- Westchnął Śliczny.- I tak uważam, że powinnaś leżeć i zdania nie zmienię i cokolwiek by powiedziała moja matka, masz leżeć. Wiesz dobrze, jakie to ważne dla naszego maleństwa.-Dodał.
-No wiem, wiem.-Westchnęła oddając mu garnek i gdy się podeszła do drzwi, wnet do kuchni weszła matka Kouyou.
-Lepiej niech pracuje, bo potem sobie nie poradzi, jak dziecko się urodzi.- Po tych słowach kobieta wyszła z kuchni. Po jej wyjściu An wywarczała coś niezrozumiałego pod nosem i wyszła.
***
-Jestem!- Zawołał Takanori, wchodząc do mieszkania z zakupami.
-To świetnie, bo już nie miałam, co na obiad ugotować.- Zaśmiała się Rin, zabierając zakupy do kuchni.
-Mam na dzisiejszy wieczór inne plany, więc obiad jest zbędny.- Uśmiechnął się wokalista. Kasia nie domyślała się o co mu chodzi, ale spokojnie przeczekała do ich wspólnego, wieczornego wyjścia.
Jednak gdy tylko dziewczyna dowiedziała się, że chodziło i zwykły wieczorny wypad do kina, wokalista zauważył lekkie niezadowolenie na jej twarzy, ale ciągle miał coś w zanadrzu.
-Oj, nie gniewaj się tak na mnie, chciałem, żebyśmy razem w końcu gdzieś wyszli, a nie ciągle siedzieli w domu.- Odezwał się mężczyzna po wyjściu z kina i objął partnerkę. Mimo, że czuł na sobie jej groźne spojrzenie, zaczął prowadzić ją w kierunku parku.
-Nie no, ok…- Ale teraz akurat myślę o czymś innym.- Odezwała się Kasia.
-O czym?
-An i Uru po ślubie… Rei i Miyako? Ślub za dwa tygodnie, Kai oświadczył się Mitoshi, a ty? Kochasz mnie w ogóle?- Zapytała, spoglądając na niego, lekko smutnawym głosem.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz.- Odpowiedział, patrząc przed siebie.
-Bo jestem dla ciebie tylko zauroczeniem, wiedziałam!- Po tych słowach dziewczyna się odsunęła, ale właśnie znaleźli się nad jeziorkiem. Takanori ujął jej dłoń i przyciągnął ją do siebie, tak, że wtuliła się w niego.
-Nie psuj tego, ok?- Powiedział szeptem, przytulając ją do siebie. W tym momencie Rin domyśliła się, po co Takanori zorganizował takie wyjście. Ruki czując, jak coraz mocniej się w niego wtula, uśmiechnął się.- To jak? Wyjdziesz za mnie?- Zapytał szeptem, znając odpowiedź, która przecież dla wszystkich była oczywista.
-Pewnie, że tak wariacie.- Odpowiedziała i czule go pocałowała.
***
An została zmuszona wstawać o 6 nad ranem, patrzyła na matkę Kouyou rozwścieczonym wzrokiem, któremu przekrwione gałki oczne dodawały uroku. No tak… Przez jej pogaduszki z nimi położyli się spać dopiero o 2-3 w nocy. Oczywiście królowa musiała spać w ich sypialni, więc z mężem wylądowała na niewygodnej, skurzanej kanapie w salonie. Przez to wszystko czuła się o wiele gorzej, niż przez całą ciąże.
-An, kochanie, idź się połóż.- Powiedział śliczny, popijając kawę.
-Taaa i potem znowu mam wysłuchiwać jej pretensji? Nie dość się na mnie wyżyła jak ty za mnie zmywałeś… Ona chce się mnie pozbyć z twojego życia.- Ostatnie zdanie wyszeptała tak cicho, jak się tylko dało, jednak Kouyou i tak je usłyszał. Wstał i przytulił ją.
-Nie martw się, nic takiego nie będzie miało miejsca kotku, a za kilka dni wraca do siebie, tyle wytrzymaj, proszę Cię kochanie.
-Nie wiem.- Szepnęła dziewczyna, wtulając się w męża.
Gdy Kouyou tylko pojechał do studia, An chciała w końcu odpocząć.
-Wstawaj leniu, idziemy na zakupy!- Zawołała jej teściowa wchodząc do sypialni.
-I to teraz mój pokój, więc żebym Cię tu więcej nie widziała!!- Kobieta widząc lezącą An na łóżku się rozdarła, podeszła do niej i zaczęła ją szarpać.
-To nie pani mieszkanie i nie jest tu pani zameldowana, więc proszę się zachowywać!- Krzyknęła ruda wstając. Dla świętego spokoju poszła z nią na te zakupy. Jednak myśląc, że tak będzie lepiej, o wiele się myliła. Najpierw wiele godzin łażenia po sklepach i to głównie dla starych bab, ponieważ ubrania tej starej mendy, jak nazywała ją An w myślach, spłonęły. Kiedy tylko dziewczyna chciała wejść do dziecięcego i przejrzeć ubranka dla dziecka, kobieta wyciągnęła ją ze sklepu. Po tych całych zakupach, torby kto miał nosić? Oczywiście, że Aneta. Matka Kouyou jedynie nosiła swoją torebkę, a co najgorsze, centrum było daleko od ich mieszkania, a kobieta uparła się by iść pieszo.
Akurat przechodziły przez parking. Yuu, który po próbie wskoczył na szybkie zakupy, widząc An podbiegł do niej i wziął od niej torby, na co teściowa An, zaczęła się drżeć.
-Zostaw! Ona ma sobie sama poradzić!!- Wykrzyczała i wyrwane z jego rąk torby, ponownie podała rudej. W tym momencie mina An stała się nie za ciekawa, a z jej ust wydobyło się syknięcie.-A ty nie jęcz, przyzwyczajaj się.- Dodała.
-Przecież… ONA RODZI!- Krzyknął Yuu i kulącą się z bólu An wziął na ręce. Mimo sprzeciwu babci dziecka, wziął ją jak najszybciej do swojego samochodu i ruszył w stronę szpitala dzwoniąc do Kouyou.
-Co jest?- Zapytał śliczny.
-AN RODZI!...
No, Ruki się w końcu oświadczył Rin. Wkurza mnie ta matka Kouyou, chyba nie tylko mnie. Przyjechała i się rządzi jak królowa, nie zważając na to, że An jest w zaawansowanej ciąży i stres źle na nią wpływa. Mam nadzieję, że dziecko będzie zdrowe.
OdpowiedzUsuńWrrr... Jak ta małpa matka Uruhy mogła tak traktować ciężarną An. Dobrze, że Yuu się pojawił, bo An nie sądzę by trafiła do szpitala.
OdpowiedzUsuńGrr, co z wredne podłe babsko! To, że ona jest stara i swoje dzieci odchowała, nie znaczy, że teraz ma wytyczać An, jak ta ma się zachowywać.
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że tej starej jędzy się oberwie, gdy tatuś przyjedzie do szpitala.
Dobrze, że Yuu się pojawił, inaczej pewnie An musiałaby rodzić na parkingu, a ten babsztyl miałby do niej pretensje.
Grrr.
Dobrze chociaż, że dałaś jakiś radosny akcent, bo inaczej tej wstrętnej babie bardziej by się dostało.
No, Rukiś się w końcu postarał :)
Szkoda tylko, że tak się z tym ociągał. Ale jak to się mówi, lepiej późno niż wcale :D
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :3
KatheRINe
Zostałaś zatagowana do Liebster Award na http://shizumu-happi-love.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń